Cel obielizy: https://www.facebook.com/groups/517061938342196/?fref=nf
Autor: Zuzanna Pyda
Obielizują: Kaleid, Elder
Dzisiaj
krótko i na temat - postanowiliśmy spełnić prośbę Ałtoreczki.
Mam zamiar
(mierz siły na zamiary, powiadam Ci!) napisać
książkę i potrzebuje opinii na temat wstępu:
Wedle
życzenia szanownej pani...
Już się
robi.
Dawno temu żyło czterech braci:
Leon Zawodowiec (Znacie
Leona? Każdy go zna...), Błąd, James Błąd Potter, Olivier Wood
i Król Wieprzleju
- Arthur Weasley. Odziedziczyli po swym ojcu
dom.
A może
tak się im tylko zdawało? Może jednak nie po ojcu, tylko po jakimś rogaczu?
Nie bez powodu jeden z
synów nazywa się James. Mówię Ci, tu jest ukryte głębokie przesłanie!
Posiadłość starą i zniszczoną.
Miałem na oku hacjendę…
Żaden z nich nie chciał przyjąć
spadku.
A
który to wiek, pytam ja się? Bo później jest coś o GRODZIE, a odmowa przyjęcia
spadku / odrzucenie spadku, owszem, obecne było już w prawie rzymskim, ale
prawo zwyczajowe Słowian i Germanów raczej nie przewidywało takiej
instytucji...
Jak na ironię losu, krótko po
śmierci ojca (i zjedzeniu potrawki z przecinka) najmłodszy
z braci,Leon, został wygnany ze swego grodu i musiał zamieszkać w rozpadajacym
się domu. Dom POZA grodem (nawet nie na podgrodziu,
bo banicja oznaczała przymus wyjścia poza “strefę wpływów” osady) w społeczności
stawiającej grody? Czyli gdzieś w X - XIII wieku najpóźniej. Mhmm… Owszem,
pojedyncze siedliska się zdarzały - nawet wtedy, ale… raczej nie z powodu
wyboru miejsca do budowy domu, tylko właśnie z powodu banicji, czy specyfiki
wykonywanego zawodu - np. często tak mieszkali smolarze, czasem rybacy i
łowczy.
Pewnego feralnego dnia
rozgladajac się po pokoju służącym za gabinet odkrył dokumenty, (gabinet i dokumenty w
społeczności budującej GRODY? Nowoczesność, panie Popiel, nam nastała...)
które doprowadziły go do" skarbu" ukrytego w ścianach posiadłości. (Pod warstwą mazanicy?)
Dwa tygodnie póżniej Arthur chcąc go odwiedzić znalazł jego ciało w ogrodzie. Ogród przy domu położonym poza grodem? No dobra, niech
będzie, że zdarzało się nasadzić drzew owocowych. Niech będzie, że poletka
przydomowe były częstym widokiem - tu czosnek (choć raczej zrywano dziki
czosnek niedźwiedzi w lesie), tam jakieś inne zielsko. Ale ogród od razu? Zwloki (zaraz wracam, Loki?) były w strasznym stanie, więc zaczął kopać groby. Jeden dla brata, a drugi dla (zamordowanej
okrutnie) interpunkcji. Twarz pokrywały głębokie blizny - spotkał się z Fenrirem Greybackiem. Niegdyś
piękne blond loki (a jednak on tu jest!)
były posklejane bordową krwią...
Czyli
ta krew nie należała do żadnego ze znanych mi gatunków - krew bowiem, słowo
wiedźmina, po kilku godzinach robi się - uwaga, uwaga - brązowa. Bo krzepnie.
Miał połamane żebra, rentgen w oczach, a na szyi ślady duszenia - na patelni, pod pokrywką, na małym ogniu, przez pół
godziny. W zimnej ręce (chłodziła się w
lodówce całą noc) trzymał list. Pisał o tajemniczym, przekletym
przedmiocie.
Przekletym,
bo to taka starocerkiewnosłowiańska, ulepszona, mocniejsza wersja bycia po
polsku przeklętym. Ot, magia pradawna.
Rzeczy o mocy ogromnej, a za
razem przerażającej.
Raz
za razem razem, a zarazem osobno…
Szyk
tak przestawny, wstęp tak niestrawny.
Opisał dokładnie miejsce gdzie
ukrył go ponownie i przestrzegl, że jeśli ktoś znowu go odnajdzie, czego on w ogóle nie chce, i dlatego opisuje to tak
dokładnie... ONI
(kosmaci kosmici) przyjdą
by zniszczyć świat poprawnej polszczyzny.
Przerażony Arthur opowiedział o wszystkim pozostałej dwójce.
Bo
też nie chciał, żeby ktoś to znalazł i podążył za wskazówkami pozostawionymi
przez brata... Przysięgli sobie, że nikt nigdy już nie ucierpi z tego
powodu, bo nawet po śmierci będą strzec tej tajemnicy, więc
ałtoreczka, na szczęście, nie napisze swojej książki, bo nic jej nie powiedzą.
Tak więc (NIE ZACZYNAMY ZDANIA OD “TAK WIĘC” / “A
WIĘC”!!! Amen.) mijały lata, dom
rozpadał się stopniowo, bo taki miał okres
połowicznego rozpadu, a teren na którym się znajdował porósł z czasem
gesty las.
Gestów
las jak na targowisku dla głuchoniemych.
Wszystko szło po myśli strażników
skarbu równym krokiem marszowym, aż do
pewnego sierpniowego dnia prawie dwieście lat póżniej…
Czyli
albo właściwa akcja miałaby rozgrywać się w pełnym średniowieczu (od XIII
wieku), albo mamy tutaj najmłodsze grody świata (początek XIX wieku?).
To
znaczy, że oni żyli te dwieście lat, zgadza się? Nie mieli nic lepszego do
roboty, tylko strzec skarbu! I nawet umrzeć im się nie chciało...
Liczę na sczere opinię i przyjmę
każdą krytykę.
Sczere
opinię? Bardzo proszę. Moja brzmi: nie bierz więcej do ręki długopisu.
Sczere
opinię sczezły szczerą ścierą. Takie o - zdanie a’la postmodernizm.
Lubię to!
Nie,
nie lubię tego.
De gustibus non est disputandum…
Pomocnego
kopniaka w rzyć zafundowali Ałtoreczce: opłakująca śmierć interpunkcji Kaleid i zafascynowany odkryciem bordowych skrzepów Elder, a kaban ich
rodowy radośnie przeżuwał kartki podręcznika do historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz