wtorek, 29 lipca 2014

Wstęp jako wielki rozstęp na rzyci gramatyki, czyli krótki poradnik pisania książek - część 1.


Autor: Zuzanna Pyda
Obielizują: Kaleid, Elder


Dzisiaj krótko i na temat - postanowiliśmy spełnić prośbę Ałtoreczki.



Mam zamiar (mierz siły na zamiary, powiadam Ci!) napisać książkę i potrzebuje opinii na temat wstępu:
Wedle życzenia szanownej pani...
Już się robi.

Dawno temu żyło czterech braci: Leon Zawodowiec (Znacie Leona? Każdy go zna...), Błąd,  James Błąd Potter, Olivier Wood i Król Wieprzleju - Arthur Weasley. Odziedziczyli po swym ojcu dom.
A może tak się im tylko zdawało? Może jednak nie po ojcu, tylko po jakimś rogaczu?
Nie bez powodu jeden z synów nazywa się James. Mówię Ci, tu jest ukryte głębokie przesłanie!
Posiadłość starą i zniszczoną.
Miałem na oku hacjendę…
Żaden z nich nie chciał przyjąć spadku.
A który to wiek, pytam ja się? Bo później jest coś o GRODZIE, a odmowa przyjęcia spadku / odrzucenie spadku, owszem, obecne było już w prawie rzymskim, ale prawo zwyczajowe Słowian i Germanów raczej nie przewidywało takiej instytucji...  
Jak na ironię losu, krótko po śmierci ojca (i zjedzeniu potrawki z przecinka) najmłodszy z braci,Leon, został wygnany ze swego grodu i musiał zamieszkać w rozpadajacym się domu. Dom POZA grodem (nawet nie na podgrodziu, bo banicja oznaczała przymus wyjścia poza “strefę wpływów” osady) w społeczności stawiającej grody? Czyli gdzieś w X - XIII wieku najpóźniej. Mhmm… Owszem, pojedyncze siedliska się zdarzały - nawet wtedy, ale… raczej nie z powodu wyboru miejsca do budowy domu, tylko właśnie z powodu banicji, czy specyfiki wykonywanego zawodu - np. często tak mieszkali smolarze, czasem rybacy i łowczy.
Pewnego feralnego dnia rozgladajac się po pokoju służącym za gabinet odkrył dokumenty, (gabinet i dokumenty w społeczności budującej GRODY? Nowoczesność, panie Popiel, nam nastała...) które doprowadziły go do" skarbu" ukrytego w ścianach posiadłości. (Pod warstwą mazanicy?) Dwa tygodnie póżniej Arthur chcąc go odwiedzić znalazł jego ciało w ogrodzie. Ogród przy domu położonym poza grodem? No dobra, niech będzie, że zdarzało się nasadzić drzew owocowych. Niech będzie, że poletka przydomowe były częstym widokiem - tu czosnek (choć raczej zrywano dziki czosnek niedźwiedzi w lesie), tam jakieś inne zielsko. Ale ogród od razu?  Zwloki (zaraz wracam, Loki?) były w strasznym stanie, więc zaczął kopać groby. Jeden dla brata, a drugi dla (zamordowanej okrutnie) interpunkcji. Twarz pokrywały głębokie blizny - spotkał się z Fenrirem Greybackiem. Niegdyś piękne blond loki (a jednak on tu jest!) 


 były posklejane bordową krwią...
Czyli ta krew nie należała do żadnego ze znanych mi gatunków - krew bowiem, słowo wiedźmina, po kilku godzinach robi się - uwaga, uwaga - brązowa. Bo krzepnie.
Miał połamane żebra, rentgen w oczach, a na szyi ślady duszenia - na patelni, pod pokrywką, na małym ogniu, przez pół godziny. W zimnej ręce (chłodziła się w lodówce całą noc) trzymał list. Pisał o tajemniczym, przekletym przedmiocie.
Przekletym, bo to taka starocerkiewnosłowiańska, ulepszona, mocniejsza wersja bycia po polsku przeklętym. Ot, magia pradawna.  
Rzeczy o mocy ogromnej, a za razem przerażającej.
Raz za razem razem, a zarazem osobno…
Szyk tak przestawny, wstęp tak niestrawny.
Opisał dokładnie miejsce gdzie ukrył go ponownie i przestrzegl, że jeśli ktoś znowu go odnajdzie, czego on w ogóle nie chce, i dlatego opisuje to tak dokładnie...  ONI


(kosmaci kosmici) przyjdą by zniszczyć świat poprawnej polszczyzny. Przerażony Arthur opowiedział o wszystkim pozostałej dwójce.
Bo też nie chciał, żeby ktoś to znalazł i podążył za wskazówkami pozostawionymi przez brata... Przysięgli sobie, że nikt nigdy już nie ucierpi z tego powodu, bo nawet po śmierci będą strzec tej tajemnicy, więc ałtoreczka, na szczęście, nie napisze swojej książki, bo nic jej nie powiedzą. Tak więc (NIE ZACZYNAMY ZDANIA OD “TAK WIĘC” / “A WIĘC”!!! Amen.) mijały lata, dom rozpadał się stopniowo, bo taki miał okres połowicznego rozpadu, a teren na którym się znajdował porósł z czasem gesty las.
Gestów las jak na targowisku dla głuchoniemych.
Wszystko szło po myśli strażników skarbu równym krokiem marszowym, aż do pewnego sierpniowego dnia prawie dwieście lat póżniej…
Czyli albo właściwa akcja miałaby rozgrywać się w pełnym średniowieczu (od XIII wieku), albo mamy tutaj najmłodsze grody świata (początek XIX wieku?).
To znaczy, że oni żyli te dwieście lat, zgadza się? Nie mieli nic lepszego do roboty, tylko strzec skarbu! I nawet umrzeć im się nie chciało...
Liczę na sczere opinię i przyjmę każdą krytykę.
Sczere opinię? Bardzo proszę. Moja brzmi: nie bierz więcej do ręki długopisu.
Sczere opinię sczezły szczerą ścierą. Takie o - zdanie a’la postmodernizm.
Lubię to!
Nie, nie lubię tego.
De gustibus non est disputandum…



Pomocnego kopniaka w rzyć zafundowali Ałtoreczce: opłakująca śmierć interpunkcji Kaleid i zafascynowany odkryciem bordowych skrzepów Elder, a kaban ich rodowy radośnie przeżuwał kartki podręcznika do historii.

piątek, 25 lipca 2014

Kule w gipsie i poranne toalety handmade, czyli nastka w wielkim mieście - część 3.


Autor: daria szkucik
Obielizują: Kaleid, Eumenides i Elder


Dziś umówiliśmy Was na (tymczasowo) ostatnie spotkanie z przecudowną Alex i jeszcze cudowniejszym Justinem. Jeżeli jednak Ałtoreczka ma zamiar kontynuować swe cudowne dzieło, na pewno się o tym dowiemy i przekażemy Wam tę, jakże cudowną, wiadomość.
Enjoy (the silence <3)!


*Oczami Alex* <POVis Alexis, czort>

Obudziłam się o 10 rano. Podeszłam do szafy wyjęłam z niej czystą bieliznę, (no, to coś nowego…) i  wpadłam na mieliznę ubrania na dzisiaj. Weszłam do łazienki zrobiłam poranną toaletę,
Tradycji musi stać się zadość - dobry dzień zaczyna się jedynie wtedy, gdy rano stworzymy porcelanowe dzieło sztuki użytkowej.
Po prostu przesrane.
lekko się pomalowałam, ubrałam się i gotowa wyszłam z łazienki. Następnie udałam się do kuchni, żeby zrobić śniadanie sobie i Weronice, ale gdy weszeszłam
Weszeszesze? Weszesze hy huhu?
Następna ćwiczy wężomowę. Zostawcie to, proszę, nam - Ślizgonom…
Wybacz, po akcencie nie poznałem, że to po wężowemu. Myślałem, że to jakiś stary Indianin rzęzi w rodzimym narzeczu ;p
Właśnie dlatego powinna to zostawić w śniętym spokoju.
do kuchni to Weronika ubrana w to już tam była i robiła naleśniki. Przywitałam się z nią przytulasem Włóczykij  za lasem wywija... i całusem w policzek.
Mówiłam! Mówiłam, że ukrywają swą orientację!
Nie no, już nam się przyznała…
U siadłam przy stole
Uuu, siadłaś! I siedzisz! Niesamowite!
I tak dobrze, że nie “Ó siad lalala”
A to “uuu” wydało z siebie krzesło, będące pod wrażeniem gracji i stylu siadania.
i czekałam na wyśmienite śniadanko. Gdy już zjedliśmy i pozmywałyśmy (takie tam pomieszanie odmiany przez osoby…dla popchnięcia akcji do przodu. Raczej tradycyjny model rodziny - oni zjedli, one pozmywały.) naczynia to postanowiłyśmy, że pójdziemy do skate parku. Poszłyśmy się przebrać i wsiąść deski.
“Wsiąść”... Zrozumiałabym, naprawdę zrozumiałabym (co nie znaczy, że bym odpuściła) “wziąść”, zamiast “wziąć”. Chciałabym wierzyć, że chodziło jej o wsiadanie na deskę, błagam, powiedzcie, że o to chodziło.
“Wsiąść” to one mogą na deski od klozetu… a tu? Nieeeee... Idę wyskoczyć przez okno.
One wsiadły, ja wysiadam.
 Po chwili obie już byłyśmy na dole. Gdy dojechałyśmy do skate parku to jeździły tam już 2 dziewczyny. Gdy nas zobaczyły to od razu, nie od dwóch, ani od trzech, ale od jednego! I nie od zera, ani od liczb ujemnych, do nas podjechały i się przedstawiły.
- Cześć jestem Miley. Powiedziała jedna
- Cześć jestem Alex a to jest Weronika. Odpowiedziałam jej.
I lubimy pożerać znaki interpunkcyjne!
Takie tam hobby… bo zua analizatorka nam powiedziała, że przecinki są przepyszne, no i wtryniamy je jak chrupki.
- Ja jestem Ariana. Powiedziała ta druga
- Nie widziałyśmy was tu nigdy, jesteście tu na wakacjach? Zapytała Miley.
Kolejna znająca całe kilkumilionowe miasto...
Nie ma co robić, to łazi po ulicach, pstryka zdjęcia każdemu kogo widzi, a potem uczy się tych twarzy na pamięć.
- Ja się tu przeprowadziłam 2 tygodnie temu, a Weronika jest u nie na wakacjach. Odpowiedziałam.
Jak to, nie na wakacjach?!
Miała być na wakacjach! Też się przeprowadza?! Nieeeee!!!!
- Aha. A umiecie już jeździć czy dopiero się uczycie? Zapytała Ariana.
- Chodźcie to zobaczycie. Odpowiedziała Weronika.
A sposób zapisu dialogów tkwi przy ołtarzu baru
Dywizy i inne pauzy popełniły zbiorowe samobójstwo. Nikt w tej sytuacji im się nie dziwi.
Poszłyśmy na największą rampę i zaczęłyśmy jeździć i robić różne triki. Ariana i Miley patrzyły na nas z nie dowierzaniem.
Nie… Niedowierzam własnym oczom.
 Jeżu słodki pieczony… nie spacja dowierzanie to chyba, Panie Janie, jako bez znieczulenia obrzezanie.
Gdy skończyłyśmy nasz ''mini pokaz'' dziewczyny prosiły, żebyśmy nauczyły ich kilku trików które my umiemy a one nie. Zgodziłyśmy się i tak jeździłyśmy, aż do 17.
Pośród ambarasu
leży notacja czasu
nie wie sama, co by było
gdyby się poprawną było
może by się lepiej żyło?
Gdy skończyłyśmy jeździć wszystkie zgłodniałyśmy i poszłyśmy na pizzę. Dziewczyny były bardzo miłe i świetnie się z nimi dogadywałyśmy. Gdy zjedliśmy (cztery dziewczyny na 101% mają rodzaj męski. Czepiasz się! Gender przecież! It’s a trap! A może…) pizzę, wymieniłyśmy się numerami telefonu i każda wróciła do swojego domu (Weronika do mnie oczywiście).
No tak, oczywiście, przecież nikt by się tego nie domyślił…
Skąd! Myślałam, że wróciła do domu przypadkowego przechodnia, który akurat tamtędy przechodził.
 Kiedy wróciłyśmy do domu postanowiłyśmy sobie zrobić babski wieczór.
I tak dobrze, że nie panieński jeszcze… 
Skąd wiesz? W tym opku wszystko jest możliwe…
Malowałyśmy sobie paznokcie, robiłyśmy makijaż i rożne fryzury, wygłupiałyśmy się i oglądałyśmy romansidła. ok. 2 nad ranem (dokładnie o 02:33 - nadal obielizujemy i końca nie widać) poszłyśmy spać. Śnił mi się mój ślub tylko nie widziałam pana młodego.
Z bagażnika słabo widać…
Zamkniętego w dodatku.
I będąc rozstrzelaną.

 *Oczami Justina*

Przez całą noc nie umiałem zasnąć dręczyło mnie sumienie. Miałem wrażenie jakbym zdradził Alex. Ale ona nie jest moją dziewczyną. Pewnie nawet się jej nie podobam. Odkąd ją spotkałem cały czas o niej myślę. ZAKOCHAŁEŚ SIĘ W NIEJ! mówiło moje sumienie.
Sumienie jest jak chomik albo śpi, albo gryzie - jak zwykł mawiać pewien kolega.
 Ale ja nie chciałem się do tego przyznać Justin Bieber się nie Zakochuje!
Justin Bieber zalicza!
Chyba tylko warunkowo…
Kasy ma jak lodu, może sobie pozwolić na indywidualny tok… ekhm.
Myślałem (oksymoron), ale moje sumienie znowu mówiło to samo. Zasnąłem ok. 6 rano. Śniła mi się Alex. W bagażniku. Rozstrzelana. Na śmierć. Obudziłem się o 12 w południe.
Myślałam, że o 12 w nocy. Dziękuję serdecznie za dookreślenie, ponieważ zapiski w moim notatniku bez tego nie miałyby sensu.
Wstałem, wziąłem z szafy czyste bokserki (zapas jeszcze się nie skończył, Jai mu uprał) oraz ubrania i udałem się do łazienki. Wziąłem prysznic, zrobiłem poranną toaletę (musi już mieć sporą kolekcję tych porannych toalet handmade), ułożyłem włosy, ubrałem się i gotowy wyszedłem z łazienki. Poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kanapki. W domu było cicho, więc chłopaki pewnie jeszcze śpią. Nudziło mi się, więc poszedłem do skate parku trochę pojeździć. Kiedy dojechałem na miejsce zobaczyłem, że jeżdżą tam już jakieś dwie laski i jakiś koleś.
Którego jeszcze stronę wcześniej nie było, tylko na poczekaniu wypączkował.
Mówiłam! Jedna z nich w myśl gender była kolesiem! Hahaha! :D
Po paru minutach do skate parku przyszła Alex z Weroniką i chyba mnie nie zauważyły, bo podeszły do tych dwóch lasek. Ja je skądś znam, a tak to Miley i Ariana - cnotki (niewydymki) z naszej szkoły. A ten koleś to ich przyjaciel Dylan - sztywniak. Nagle Alex się odwróciła w moją stronę i mi pomachała. Odmachałem jej i posłałem jej szczery uśmiech (jej, jej, jai, jai…), który odwzajemniła. Po chwili, zaczęli jeździć, a ja sobie poszedłem do domu, ponieważ nie mogłem patrzeć na Alex. Ale gdy już byłem przed swoim domem dostałem sms od Alex: '' Alex wywróciła się na deskorolce i jest w najbliższym szpitalu. Przyjedź tutaj. Weronika.''.
Dostał SMS od Alex, który był od Alex, ale podpisała się Weronika, więc był od Weroniki, ale był od Alex…
Raczej z jej komórki, także tu może nie walmy szpili like a wrecking ball xD
No właśnie - z komórki Alex, ale nie od Alex. Przecież Ałtoreczka tak lubi te swoje dopowiedzenia w nawiasikach, brakuje tu tego!
 Natychmiast wziąłem kluczyki do swojego ferrari i pojechałem do szpitala. Gdy dojechałem do szpitala na korytarzu zobaczyłem smutne dziewczyny i Dylana. Podszedłem do Weroniki i zapytałem:
- Co z Alex?
- Zemdlała po upadku i ma złamaną nogę.
- A gdzie ona teraz jest?
- W sali 25 zakładają jej gips.
Raczej wątpliwe w USA, zresztą w większości krajów cywilizowanych gips jest już przeżytkiem w ortopedii...
- A ok. To poczekam tu z wami.
- Ok. Dzięki, że przyjechałeś.
- Nie ma sprawy.
Po 10 minutach z gabinetu wyszła Alex o kulach z gipsem na prawej nodze.
O jaaa, wypis w dniu przyjęcia? Bez obserwacji po upadku? Plus - kuśtykanie na świeżym gipsie?
I po omdleniu? I kule, które maja gips na prawej nodze? Aaa, to jakiś nowy wynalazek?
Ameryka w końcu, tego nie ogarniesz...
- Alex masz odpoczywać i za miesiąc widzimy się na kontroli. - Powiedział lekarz do Alex.
- Dobrze panie doktorze. - Odpowiedziała Alex.
- Cześć Justin. Powiedziała Alex i się uśmiechnęła.
- Cześć. Chodźcie podwiozę was do domu. Powiedziałem i uśmiechnąłem się do Alex.
Odwiozłem dziewczyny ( Alex i Weronikę - bo znów czytelnicy mogliby się nie domyślić) do domu Alex.
- Pomóc ci w czymś jeszcze?
- Nie dziękuję, Weronika mi pomoże we wszystkim, ale jak by coś się działo to do ciebie zadzwonię.
- Okey. To pa. Pojechałem do domu.

* Oczami Alex *

Rano obudziła mnie Ariana. Dzwoniła do mnie żeby zapytać czy idziemy z Weroniką do skate parku. Zgodziłam się i poszłam po Weronikę. Gotowe poszłyśmy do skate parku. Gdy przyjechałyśmy do skate parku zauważyłam Justina pomachałam mu i się uśmiechnęłam, a on to odwzajemnił. Podeszłam do dziewczyn i zobaczyłam, że jest z nimi jakiś chłopak. Dylan jak się później okazało. Poszłyśmy jeździć, a ja po chwili zauważyłam że nie ma Justina, zaczęłam się za nim oglądać i się wywróciłam i zemdlałam. Jak się później okazało dziewczyny zadzwoniły po karetkę i Weronika napisała z mojego telefonu do Justina, żeby przyjechał do szpitala. Gdy wyszłam ze szpitala Justin zawiózł mnie i Weronikę do mojego domu i odjechał.
Ein moment, wtf just happened? Czy to właśnie jest retrospekcja dnia, który był opisany dwa rozdziały temu?
No właśnie się zastanawiam, o co chodzi… Bo chyba nie jeździła ze złamaną nogą i w ogóle? Chociaż... w tym opku naprawdę wszystko jest możliwe...
To, co czytaliśmy wyżej było Justina, to co jeszcze wyżej Alex albo Weroniki, która bezczelnie podszywa się pod Alex? Dobrze rozumiem?


* Oczami Alex *

Po 2 tygodniach spędzonych u mnie Weronika musiała wracać do Polski, a ja zostałam sama jeszcze przez tydzień w domu, bo moi rodzice byli jeszcze na tej delegacji. Przez cały ten tydzień odwiedzały mnie moje nowe przyjaciółki Ariana i Miley. Dzwoniła też do mnie Weronika. Przychodził nawet Justin, który zawsze zostawał najdłużej. Długodystansowiec...  Raz nawet był u mnie Dylan. A gdy moi rodzice wrócili do domu i zobaczyli, że mam nogę złamaną to zaczęli panikować, ale na szczęście ich uspokoiłam.
Bo nie powiadomiono ich o tym, że ich córka - niepełnoletnia - wylądowała w szpitalu z urazem narządu ruchu?
A skąd… Alex zaczęła warczeć na lekarza, odgryzła mu rękę, w której trzymał komórkę i zagroziła, że się do niego wprowadzi, jak tylko pomyśli o tym, by zadzwonić. Względnie - rodzice mają ją tak głęboko, że mimo tego, że zostali powiadomieni, zignorowali to i dalej radośnie chędożyli się na plaży.
Dziś jest dzień, w którym muszę iść zdejmować gips i bardzo się z tego powodu cieszę. O 13 przyjedzie po mnie Justin, ponieważ moi rodzice znowu są w pracy i nie mogą mnie zawieźć do szpitala.
Kochani rodzice - karierowicze.
Może liczą na to, że ewolucja sama toto wytnie z puli genetycznej?
Nadzieja matką głupich...
Jest 11:30, więc mam jeszcze czas, żeby się przygotować. O 13 Justin już stał pod moim domem, a ja gotowa wyszłam z domu wcześniej go zakluczając (kluczem, rzecz jasna). Justin wyglądał jak zawsze bosko.
Przywitał się ze mną całusem w policzek, otworzył mi drzwi i pomógł wsiąść (na niego). Gdy wyszliśmy ze szpitala (ja na szczęście już bez gipsu xd). Justin powiedział, że zabierze mnie w jedno fajne miejsce, a jakie to nie chciał mi powiedzieć, bo powiedział że to niespodzianka.
Piwnica z małymi kotkami?
Kropka w środku zdania rekompensuje braki w przecinkach?


* Oczami Justina *

Pojechałem z Alex do szpitala na ściąganie gipsu. A teraz zabieram ją w moje ulubione miejsce, czyli piękna polana śmietanką z jeziorem za miastem w środku lasu.
Miasto w środku lasu? Borne - Sulimowo?
Jest tam też mały domek nie używany przez nikogo od lat.
Więc teraz oni sobie go poużywają.
Raczej w nim sobie poużywają.
Za pierwszym razem mogą nie poużywać… mam ochotę zanucić “Umcia, umcia, pęknie gumcia”.
Gdy byliśmy na miejscu Alex była zszokowana pięknem tego miejsca. A po chwili rzuciła mi się na szyję dziękując, za to że ją tu zabrałem. Siedzieliśmy pod wielkim dębem i rozmawialiśmy o wszystkim, po chwili nastała przyjemna cisza, którą postanowiłem przerwać.
Żeby dobrego nie było za wiele.
- Alex muszę Ci coś powiedzieć...
- Co takiego?
- Bo ja... się w tobie zakochałem, chciałabyś zostać moją dziewczyną?
- … (jak ona werbalnie ten wielokropek wyraziła? Kropka, kropka, kropka.)
- Wiem, że krótko się znamy, ale ja Cię kocham…
Jak tak dalej pójdzie, to za chwilę pojadę do Rygi “>o<”...
Alex pocałowała mnie (Ryyyygaaaaa), a gdy się od siebie odsunęliśmy, powiedziałem:
- Biorę to jako odpowiedź twierdzącą.
No i przepadli oboje… a my z nimi. Kto obstawia, że teraz to będzie piękne tró loff story, gdzie w co drugim zdaniu będą sobie wyznawać dozgonną miłość?
Wchodzę! 100zł zarobi jakiś 1000 w tym zakładzie. Przyda się!
I znowu ją pocałowałem. Całowaliśmy się bardzo długo (przyssała się taka i nie chciała się odczepić. Jak pijawka… którą w sumie i w różnicy była). Ok 16 Alex stwierdziła, że musimy już wracać, więc wstaliśmy i udaliśmy się (nope) do mojego lamborghini.
A wcześniej było ferrari - albo ma obszerny garaż, albo samochody zmienia jak rękawiczki. Ewentualnie te bryki mogą mieć opcję: zmiana marki... +50 do lansu!
Odwiozłem Alex pod dom i pocałowałem na pożegnanie. Gdy Alex weszła do domu pojechałem do swojego domu. Chłopaki siedzieli przed telewizorem pijąc piwo, więc dołączyłem się do nich.
Jak klocek lego się dołączył.
I razem tam byli, miód i wino pili…



Świadkami narodzin cudownego romansu byli: pozostający pod ogromnym wrażeniem wiedzy medycznej ałtoreczki Elder, propsująca jej poglądy na temat dżender Eumenides i zafascynowana możliwościami samochodów Justina B. Kaleid. A kaban ich rodowy chrumkał uroczo nad ręcznie robioną poranną toaletą.

środa, 23 lipca 2014

Smaczne przecinki i chałupniczy tatuaż, czyli nastka w wielkim mieście - część 2.


Autor: daria szkucik
Obielizują: Kaleid, Eumenides i Elder


Dziś kolejna część opowieści o czystej bieliźnie Alex i Justina.
Czujemy się zobligowani, by ostrzec czytelników przed spożywaniem napojów (nie tylko wyskokowych) w trakcie czytania poniższego tekstu. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że zaraz po opuszczeniu butelek, kubków, czy innego ustrojstwa znajdą się nie tylko w układzie pokarmowym. Może się również zdarzyć, że Wasz światopogląd ulegnie całkowitej zmianie i utracicie resztkę wiary w ludzkość. Czytacie na własną odpowiedzialność.


* Oczami Alex *

Po udanym spotkaniu z Justinem na plaży postanowiłyśmy z Weroniką trochę poleniuchować przed domem. Opalałyśmy się przez 2 godziny i gadałyśmy o Justinie i Austinie. Austin nie wpadł w oko Weronice (to ona wpadła z nim…).
Gdy zgłodniałyśmy to poszłyśmy zrobić spaghetti, ale byłyśmy tak głodne, że zjadłyśmy przecinek. Oczywiście nie obyło się bez bitwy na mąkę.
O jeżu kolczasty, no to chyba by zeszły z głodu - zdaje się, że robią makaron od podstaw…
Po zjedzonej obiado - kolacji (Ten dywiz w środku ma, rzecz jasna, obrazować makaron? Za krótki na to jest. Taki kompleks krótkiego dywiza.) pozmywałyśmy naczynia i poszłyśmy oglądać jakiś horror, po którym obie się bałyśmy, więc postanowiłyśmy spać razem (bez skojarzeń).
Po co napisała “bez skojarzeń”? Wiadomo, że jak się powie bez skojarzeń to wszyscy skojarzenia mają :D
Właśnie! Może to był specjalny zabieg stylistyczny, mający zwrócić uwagę na jej prawdziwą orientację seksualną? Postanowiły się ujawnić!
A może po prostu poszły spać bez skojarzeń? Może skojarzenia wykopały na wycieraczkę?
Biedne skojarzenia :( na pewno im zimno tam na tej wycieraczce. Conversy ubiera, co by nie marzły, a skojarzenia od tak, na bruk :(
A w wyrku miały by tak cieplutko i mięciutko… Zwłaszcza w niektórych miejscach...
Rano obudziłam się pierwsza. Wzięłam czystą bieliznę, (znowu ją wzięła! Tak!) (bezustannie dba o higienę osobistą, zuch dziewczynka) (mam nadzieję, że wzięła w podstawowym znaczeniu słownikowym xD) ciuchy i udałam się do łazienki. Zrobiłam poranną toaletę (Chińczyki trzymają się mocno, robi toalety przed śniadaniem. Ciekawe, czy na eksport…),  makijaż i ułożyłam fryzurę. Gotowa na wszystko wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni zrobić śniadanie.
Zrobiłam gofry z bitą śmietaną i owocami.
Takie trochę śniadanie niezdrowe i niezbyt pożywne.
Tasiemcowi smakowało?
Gdy skończyłam przygotowywać śniadanie przyszła Weronika, a zaraz po niej przyszli moi rodzice.
Przyszedł do mnie caaaały świat.
Na gofry? Zawsze!
Podryw na studenta? “Mam jedzenie!”
Przywitałam się ze wszystkimi i zaczęliśmy jeść. W pewnym momencie moja mama zabrała głos: (pozbierała go ze stołu i z podłogi, i odniosła do kuchni, a tata się jeszcze chciał z nim pobawić)
- Alex musimy ci z tatą coś powiedzieć. Twoja interpunkcja nie żyje, zakopaliśmy ją w piwnicy.
- Co takiego? (Wyczuwam przerażenie… czego się boisz?)
- Wyjeżdżamy z tatą na miesiąc w delegację do Hiszpanii. Oboje? W delegację? Raczej lewy urlop od młodej na mój gust, ale ok.
- A ja mam tu zostać tak? (Będą ostre seksy i dzikie biby! U rodziców w Hiszpanii? I tu, i tu, tylko u młodej będzie na początku bolało... chyba. Wolę nie wnikać…)
- Tak. Poradzisz sobie sama?
Nie? Nie zostawia się… 14 latki na parę tygodni samej w domu. Zbyt duże zagrożenie dla jej zdrowia i życia oraz cnoty, zdrowia i życia ludzi w promieniu 5 kilometrów od niej. Baza wirusów programu avast została zaktualizowana! Względnie zajdzie w ciążę i co wtedy? Dlaczego tylko mnie się wydaje, że Ci rodzice są… no nie wiem bardziej nieodpowiedzialni i bezmyślni niż ona?
A to się da?
Są, ale w równym stopniu. Autoreczka w ogóle nie kreuje postaci. Wszystkie są takie same. Wiecie, jeden umysł w kilku ciałach.
Czadzior… prawie jak klony… albo, hmmm, coś w klimatach horkruksów, robotów, obcych prześlizgujących się do różnych wymiarów przez szczeliny czasoprzestrzenne… (muszę przestać oglądać Avengersów na Disney xD)
Nie, klony jednak miały oddzielne osobowości - przynajmniej te tworzone na Kamino!
- Oczywiście. Kiedy jedziecie?
- Dzisiaj o 22.
- Pojedziemy z Weroniką z wami na lotnisko.
- Dobrze. Proszę. - dala mi kartę kredytową i pin do niej.
Kupuj dziecko! Po co Ci nasza miłość i opieka? Kasa Ci wystarczy!
Masz, to na dziwki, dragi i inne ciuszki.
I na grę we flanki cydrem i ginem xD
Fajne to było, ale jednak wolę zerować piwo ;) W sumie zagrałabym we flanki...
- Dziękuję.
Ale nie z tobą, maleńka.
Po skończonym śniadaniu naczynia włożyłam do zmywarki i poszłam z Weroniką do mojego pokoju. Nudziło nam się, więc postanowiłyśmy przejść się na miasto. Najpierw poszłyśmy na lody do galerii, bo ktoś musi nam kupić dżinsy! Następnie usiadłyśmy na ławce w parku i patrzyłyśmy na bawiące się dzieci. Weronika powiedziała:
- Muszę coś w sobie zmienić.
Doszła do tego patrząc na dzieci? Yyyyyyy… Czy tylko ja mam teraz dziwne myśli?
Owszem. Wypada w końcu zacząć używać mózgu. Jeśli go w ogóle posiadasz.
- Co???
No mózg. Taki organ wewnętrzny odpowiadający za większość funkcji życiowych i za, zaskoczę Cię, podejmowanie rozsądnych decyzji oraz za myślenie.
- No chciałabym zrobić coś, co ma ręce i nogi (myślę, że wyjazd rodziców do zrobienia czegoś, co ma ręce i nogi jest jak najbardziej odpowiednim momentem) ze swoimi włosami (polecam ogolić się na łyso) i może jakiś tatuaż (najlepiej imię chłopaka albo serduszko, albo gwiazdki na policzku). Co ty na to? A ja na to jak na laaaato!
- No nie wiem jak chcesz to możemy iść do fryzjera i do studia tatuażu.
Ale po drodze poczęstuj się przecinkiem, naprawdę przepyszny.
- Naprawdę?
No przecież wam powiedziała, że jest naprawdę przepyszny. Po ch*j drążyć temat?
- No jak chcesz?
- Pewnie że chcę tylko wiesz gdzie tutaj jest coś takiego?
W poprawnie napisanym zdaniu. Niestety, niewiele takich tu znajdziecie... 
To wygląda, jakby pytała raczej o to drugie, co jej zaproponowałaś w zdaniu o drążeniu ;P
- Nie ale zaraz zadzwonię do Justina.
I znów schrupała przecinek - a nie mówiłam, że gofry nie są pożywne?
Sama ją do tego namawiałaś! 
- Ok.
Wyjęłam z torebki telefon i wybrałam (Pikachu - wybieram Cię!) numer do Justina, żeby się poskarżyć na zue analizatorki.
Pikachu! Szybki atak!
Po 3 sygnałach odebrał:
Jednak ten atak nie był za szybki…
Ten nyndza postrach lasu z poprzedniego opka był szybszy...
- Hej!
- Cześć. Mam sprawę. Wiesz gdzie tu jest jakiś dobry (sklep z przecinkami? Najlepiej z całą interpunkcją?) fryzjer i studio tatuażu?
- Fryzjer jest obok centrum handlowego (jedynego w Los Angeles) a tatuaż mogę Ci zrobić.
Chyba nie mam aż tak mocnych nerwów, żeby dalej czepiać się tych wszystkich przecinków… a raczej ich braku.
A ja chałupniczych tatuaży… Niesterylizowaną igłą robionych przez „artystę” niewiadomego talentu lub jego braku. Może to on jest tym mistrzuniem z Rasiji? Bo do samego homemade nic nie mam, choć osobiście preferuję w tym wydaniu skaryfikację.
Ja tam na wykonanie swojego nie narzekam, a też był homemade.
Potwierdzam, daję foczkę akceptacji jakości :D
Ejjjj!!! A może on miał dużo różnych, tych takich z gazet, co to się nakleja, polewa wodą i gotowe?
Tatuaż na blondynkę? Czemu nie, sam używałem do sesji foto xD
A może robił gehenną? Chociaż to już wyższa szkoła jazdy. :D
- Dzięki, ale to Weronika chce tatuaż.
- Aha to (dupa, bo chciałem zmacać ciebie, nie ją. [Dupę?] Chociaż… czemu nie! Zmacam ją, a Ciebie i tak zaliczę, no bo w końcu między nami już jest tró lofff!) mogę jej zrobić tatuaż.
- Spoko.
- To przyjadę po was za 2 godziny pod centrum handlowe, pojedziemy do mnie i zrobię jej ten tatuaż - mój autograf na pośladku albo cyckach, bo tylko to potrafię. Jak trafię…
Nie no, w trafianiu akurat jesteście dobrzy jako męski ród…
Bieber? Męski? BUHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA!
- Ok. Pa.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i poszłyśmy z Weroniką do tego fryzjera. Po 2 godzinach siedzenia u fryzjera pojechałyśmy z Weroniką do Justina. Gdy Justin zrobił jej tatuaż
posiedzieliśmy u niego trochę (trochę na łóżku, trochę na sofie, trochę na krzesłach... Jak na przyjęciu u Szalonego Kapelusznika) i odwiózł nas do mojego domu.
21:30 pojechałyśmy z moimi rodzicami na lotnisko. Pożegnałyśmy się z nimi i gdy tylko przeszli przez odprawę, wzięłyśmy Taxówkę (Kwiiiiiik!!! Chrum!) i pojechałyśmy do domu. Byłyśmy tak zmęczone, że od razu jak wróciłyśmy do domu to poszłyśmy spać, a na kolację zjadłyśmy przecinki. Zasmakowały nam.
Bo kradzione nie tuczy.

* Oczami Justina *

Gdy Alex do mnie zadzwoniła i zapytała o studio tatuażu i fryzjera wystraszyłem się, bo nie chciałem żeby cokolwiek w sobie zmieniała, ponieważ była bardzo ładna taka jaka jest a nie jakiś plastik.
Czepiają się plastiku! Ja rozumiem, że rozkład plastiku trwa czasem kilka tysięcy lat, no ale… czy to jego wina, że taki twardy jest?
Ona, zdecydowanie, rozłoży się przed nim.
Powiadasz, że będzie pierwsza? Obstawiamy zakłady!.
Odetchnąłem z ulgą gdy powiedziała, że to Weronika chce coś w sobie zmienić (i znów zabrałem się do kopania grobu dla interpunkcji, nic już jej nie uratuje!). Ten dzień nie był bardzo ciekawy, ale byłem bardzo zmęczony, więc gdy tylko odwiozłem Alex i Weronikę to położyłem się spać. Miałem piękny sen śnił mi się mój własny ślub z Alex,
Czy tylko mnie przypomniał się dowcip o tym, dlaczego kobiety oglądają w pornosach nawet napisy końcowe?
ale niestety ten piękny sen przemienił się w koszmar gdy odsunąłem welon po wyjściu z kościoła Alex została porwana na kawałki (przez obcych?) i rozstrzelana na moich oczach. Obudziłem się o 4 w nocy z łzami (złzłzaaaami… język można sobie połamać!) w oczach i bałem się spojrzeć pod kołdrę. Ale smród... Cieszyłem się, że to tylko sen. Zasnąłem ponownie, ale tym razem nic mi się nie śniło.

*Oczami Justina*

Gdy obudziłem się rano o 11, zrobiłem poranną toaletę (Kolejny Chińczyk… A kłaniał się swemu lustrzanemu odbiciu?) i ubrałem się to gotowy (raczej niedogotowany)
poszedłem do kuchni coś zjeść. W kuchni siedzieli już chłopcy, podszedłem do każdego i (ucałowałem namiętnie i utuliłem) przywitałem się z każdym po m(i)ęsku. Zrobiłem sobie tosty, wziąłem mój ulubiony sok pomarańczowy (Ja też uwielbiam pomarańczowy! Muszę o tym napisać na blogu!!! Ja tam wolę jabłko z miętą. O tym też trzeba napisać!) i udałem się (polemizowałabym) z jedzeniem do swojego pokoju. Włączyłem laptopa i wchodziłem na różne portale społecznościowe przy okazji jedząc swoje śniadanie
A focia tosta na instagrama jest?
I szklanki soku? Nie zapominajmy o soku!
I o tagach! #instaphoto, #instaselfie, #instafood, #instajuice, #instajustin, #instabezmozg… #instamon - zbierz je wszystkie!
Gdy do pokoju weszli Austin i Jai.
- Musimy obgadać parę spraw biznesowych. - Powiedział Jai.
- Ok. - Powiedziałem i odłożyłem laptopa oraz pusty już talerz i szklankę.
I olałem caaaałe tło dialogowe. Niech będzie niepoprawnie zapisane. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
- Pierwsza sprawa jest taka, że dzisiaj mamy wyścig o 22 na Longstreet 29. ( ulica jest zmyślona) - Powiedział Austin.
Nieee? Naprawdę? A ja już na mapie szukałam tej ulicy, by móc ją później odwiedzić podczas mojej podróży “Śladami blogaska”. Jestem zawiedziona
Całe LA z tego opka to jakaś przestrzeń alternatywna. W sumie mogły by to być nawet Klewki, albo Everycity. Bo nie ma ani jednego punktu charakterystycznego…
Ale czekajcie, to wygląda tak, jakby sam Austin mówił, że ulica jest zmyślona. Więc może w tym jest jakaś ukryta logika i głębszy przekaz?
- Ok. A następna sprawa? - Odpowiedziałem.
- A następna sprawa jest taka, że dzisiaj o 13 idziemy na Quaietstreet 70 (OMG, zapis fonetyczny bolesny tak bardzo aua, moje oczy, dzida, murwa, ja pinkolę!) sprzedać dragi niejakiemu Loganowi. - Powiedział Jai.

 

- Ok. Jeszcze coś? - Powiedziałem.
- Tak, jest jeszcze jedna sprawa, bo wydaje nam się, że powinniśmy przyjąć jeszcze kogoś do naszego gangu. - Powiedział Austin.
Trzyosobowy gang narkotykowy, handlujący bronią. Cóż za poważna siła w XXI wieku… Rozumiem, w latach czterdziestych, trzyosobowy gang bimbrowników - jak w Lawless, ale to?
- To ja decyduję, czy przyjmujemy kogoś do naszego gangu, czy nie! Jam jest pan i władca! Oddawajcie mi cześć i bijcie pokłony! Ale w sumie mogę się nad tym zastanowić. Coś jeszcze? - Powiedziałem.
- Nie, do wszystko szefie. - Powiedział Jai i wyszli.
 



Gdy Austin i Jai wyszli z mojego pokoju to poszedłem się przebrać. Gotowy zszedłem na dół gdzie czekali na mnie już Austini Jai.
Pojechaliśmy na Quaietstreet 70 i sprzedaliśmy dragi Loganowi. Później pojechaliśmy na zakupy bo lodówka ''świeciła pustkami''.
A tym cudzysłowiem Ałtorka rekompensuje nam brak przecinków?
Świeciła, bo z Czarnobyla!
Ta lodówka jest symbolicznym przedstawieniem pustostanu, w jakim obecnie znajdują się umysły bohaterów!
Gdy wróciliśmy do domu postanowiliśmy, że dzisiaj obiad zrobi Jai. Po godzinie czekania Jai zrobił nam zapiekankę serową.
Czekał godzinę, po czym w końcu wziął się do roboty.
Po zjedzonym obiedzie ja i Austin poszliśmy pozmywać naczynia. Gdy skończyliśmy to poszliśmy do pokoju Jai
No comment <facepalm>.
Imiona… się… wait for it… ODMIENIA!!!
A tam, po co? Bądźmy oryginalni! Bez odmiany, bez interpunkcji... why not?! Wolność słowa w końcu!
żeby zapytać go czy idzie z nami pograć na Xboksie. Zgodził się, więc poszliśmy.
Jakby się nie zgodził, to stalibyśmy w jego pokoju dalej, wpatrując się w niego nienawistnie
I tak minęło nam 5 godzin.
Rozpiska godzinowa! A w jakich pozycjach graliście? Czekaj, jeszcze nic nie mów, lecę po notatnik!
O 21 każdy z nas poszedł przygotować się do wyścigu. O 21:30 wszyscy gotowi wyszliśmy z domu i pojechaliśmy na wyścig. Oczywiście wyścig jak zawsze wygrałem ja. Oczywiście! Jakżeby cud chłopiec mógł przegrać???
Kolejny Złoty Chłopiec?
Się mnożą… jak grzyby po deszczu!
Grzybów (i to srogich) to ja będę potrzebowała, jeżeli tak dalej pójdzie...
Jai zajął 2 miejsce, a Austin 3. Po wyścigu pojechaliśmy do klubu, żeby uczcić wygraną i żeby się zabawić.
A po wyścigu dobrze zabawić się...
Gdy weszliśmy do klubu od razu zajęliśmy nasz stolik i ja poszedłem po napoje. Gdy wróciłem z naszymi (bo cudzych nie dostałem, wszyscy trzymali je zbyt mocno [Akcja pilnuj drinka. Nic, tylko pochwalić]) napojami od razu wypiliśmy kilka szotów i coś mocniejszego. Potem poszliśmy tańczyć. Ja tańczyłem (on tańczył, ona tańczyła… ćwiczymy odmianę, zawsze to jakiś progres) z wieloma dziewczynami, ale najbardziej spodobała mi się brunetka z wielkimi piersiami.  
No jakżeby inaczej? Musi być i cyc, i dupa! Jak się zmęczysz masz na czym / między czym głowę położyć.
Tańczyłem z nią 3 razy. Austin po pierwszym tańcu poszedł do kibla z jakąś blondynką, a Jai po drugim tańcu poszedł do kibla z jakąś laską z rudymi włosami. Po 4 tańcu
To trzy, czy cztery razy ją obracałeś w tańcu? Zdecyduj się człowieku, chcę wiedzieć jak szybki jesteś
Krakowskim targiem 3 i pół.
z tą brunetką, poszedłem z nią do kibla. Była dobra.
Jak zupa z bobra.
Gdy ją wyruchałem
He licked the honey in her hair!
to pojechałem do domu i od razu położyłem się spać.
No to jej pojechał…
Jak się obudzi, to wrócimy. Ciąg dalszy nastąpi… na odcisk ałtoreczce.


Cudowne życie analizowali: pisząca w locie po skoku z okna Eumenides, usiłująca jakoś ogarnąć wszechobecny pustostan Kaleid i zbulwersowany wykonaniem chałupniczego tatuażu Elder, a kaban ich rodowy chrumkał żałośnie nad grobem interpunkcji.