wtorek, 2 września 2014

Matka grypa i pasiasty herold, czyli krótki poradnik pisania książek - część 2.

Cel obielizy: https://www.facebook.com/groups/517061938342196/707350719313316/?ref=notif&notif_t=group_comment_reply
Autor: Zuzanna Pyda
Obielizują: Elder, Eumenides


Oto mamy przed sobą dalszy ciąg przyszłej książki (?!), aktualnie będącej na etapie opka, którego autorka prosiła lud o ocenę. No i się doprosiła, jak widać.


Nazywam się Lucy Disaster i moje pietnastoletnie To ile tych Piet? Naście? I czyich? Michała Anioła?


życie jest adekwatne do mojego nazwiska.
A nie powinno być na odwrót? Że nazwa jest adekwatna do desygnatu, a nie desygnat do władzy? Bo jeśli tak, jak jest w tym zdaniu, to jeśli nazwę chomika kartoflem, to wypuści pędy...
Od dziecka mam garbate szczęście.
Dało mi go za paczkę gum z Donaldem.
Nieładnie tak wyśmiewać się z czyjegoś garba!
Zdarzało się i tak, że lądowalam (Jak głosi prof. Bralczyk “Jest różnica, czy zrobisz komuś laske czy łaskę!”)
nawet dwa razy dziennie w przychodni lub szpitalu. Moja mama do teraz ma numer do doktora Black'a na szybkim wybieraniu.
Mój pech ostatnio osiągnął już chyba apogeum. Bo czy może być jeszcze gorzej? Lepiej żeby nie mogło. Więc pewnie chcecie wiedzieć (niekoniecznie) co takiego stało się, (Co się stało się? I to tak samo się stało? Nawet świat nie stał się ot tak… jakaś siła zadziałała...) że moje zostało doszczętnie zniszczone,hm?.
Zakopałaś spację po przecinku za domem?
Stało się więcej niż przeciętna nastolatka może znieść. W sumie to nigdy nie byłam przeciętna, zawsze wykraczalalalallalalam poza normy. Oczywiście w negatywnym sensie.
Popełniałaś wykroczenia?
Wróćmy do tematu.
Po co w ogóle go porzuciliśmy? Bo wakacje, a w schronisku nie przyjęli -_-
Po pierwsze wyrzucili mnie ze szkoły i to za coś czego nie zrobiłam.
A w ogóle, to Wysoki Sądzie on się sam nabił na ten nóż. 17 razy...
No może nie celowo. (Potknął się, biedaczek.) Skąd miałam wiedzieć, że jak powiem komuś, że ma zniknąć bo go nienawidzę, to ta osoba zostanie pobita na śmierć w damskim kiblu?
Marta, nie jęcz...
Zdarza się no nie? Mówisz komuś “spierdzielaj” a ta osoba następnego dnia łapie cios siekierą w plecy… Norma, mi się to zdarza codziennie
Po wielu problemach z policją i dyrekcją uswiadomili sobie, że jestem niewinna.
Bo ja tylko ortografię zabijam, a ludzie to już nie moja branża.
Jednak dyrektor chyba w to nie uwierzył bo nastepnego dnia wydalił mnie z tej "cudownej" placówki.
Dyrektor miał chyba podwójną osobowość. Jedna z nich jej uwierzyła a druga wywaliła ją ze szkoły… a może to tylko niegroźne rozdwojenie jaźni było?
Hagridowi Dipett też uwierzył, tylko naciski ze strony rady były za duże...
Rodzice przenieśli mnie (bo moje nóżki były za słabe, więc mnie musieli nieść... zawsze mogli ją przed sobą turlać) do prywatnej szkoły w najlepszej dzielnicy Londynu, gdzie od razu dowiedzieli się, że byłam podejrzana o zlecenie morderstwa i tak zostałam totalnym odrzutkiem.
Rodzice w sensie w tej szkole się dowiedzieli, że byłaś podejrzana?
I dlatego została odrzutowcem. Albo odrzutem poprodukcyjnym. Bo chyba nie chodziło jej o “wyrzutka”?
Po drugie ostatniego dnia szkoły rodzice powiedzieli mi  (że zjadłam przecinek) że się rozwodzą. Zrozumialabym ich decyzję, gdyby nie to że mój tata miał kochanka.
On miał kochanka tylko dlatego, że ty zjadałaś nałogowo przecinki i polskie litery! Nie wytrzymał tego nerwowo i poszedł się wypłakać w jakieś silne, męskie ramię. W sumie nie dziwię się mu, ja tu już też płaczę.
Chcesz ramię? Mój pieseł chyba jeszcze ma to, które urwał listonoszowi...
Tak dobrze myślicie, to nie żaden błąd. Mój ojciec zostawił mamę dla innego FACETA.
Bo to facet przez duże F był!
Taki m(i)ęęęęęski.
Teraz mieszka gdzieś w Niemczech i czeka na rozwód z mamą. Moja matka wcale nie jest lepsza. Znalazła sobie faceta, który ma dziewiętnaście lat! Moja czterdziestoletnia matka mizdrzy sie z dziewietnastolatkiem !
A nie czasem “do dziewiętnastolatka”? Bo jak z nim, to do kogo się mizdrzy?
Do kochanka taty? Poza tym boCHaterko o co Ci chodzi? Świeże mięsko w końcu. A tak w ogóle, to ona to z miłości do Ciebie robi! Może ma jakichś fajnych kolegów?
On mógłby być jej synem! Cudowną rodzina, co nie?
Mam ochotę zanucić “Cudownych rodziców mam...
Idealne środowisko dla dorastajacej dziewczyny...
No, ale przynajmniej wszystko zostanie w rodzinie, jeśli on zechce nauczyć ją czegoś ciekawego...
Po trzecie mój brat siedzi w psychiatryku. Zabrali go przez pomyłkę. Wylądował tam po tym jak (ja zjadłam kolejny przecinek a ) jego najlepszy kumpel przespał się z naszą matką.
To już wiemy, skąd ona wytachała dziewiętnastolatka. Bardziej wypchała. Swoją drogą, to wszystko brzmi, jakby ich mamusia była jak grypa…
I jakby tego było mało ona zaszła z nim w ciążę!
Popatrzcie! AŁtoreczka mnie posłuchała! Nie mamy teraz kanonu skrajnie nieodpowiedzialnych rodziców! Teraz są skrajnie nieodpowiedzialni a matka to w dodatku lwica...
Biedny Tom. Kompletnie się załamał. Może powinniśmy powiesić sobie na drzwiach wejściowych tabliczkę z napisem: "Witamy w domu najdziwniejszej rodziny świata, obiecujemy, że nie wyjdziesz stąd normalny! ". Po czwarte wczoraj czyli, 29 lipca (Miło. Już zapisałam w kalendarzu. Za rok wyślę Ci kwiaty i szczere kondolencje), widziałam mojego chłopaka calujacego się z inną.
A ze mną się tylko milował. A miał się stopować...
Poznalam go jeszcze w starej szkole, ale nadal byliśmy razem. Na domiar złego 29.07 to nasza rocznica. Idealny prezent... Tak sie zdołowałam, że próbowałam zapić smutki winem z barku mamy, ale troszkę mnie poniosło.
Ania z zielonego wzgórza?
Krótko mówiąc dostałam wykład o piciu alkocholu, a jutro rano mają ogłosić mi moją karę.
Łojeżu, a cóżeś to dzieweczko za zajzajer osuszyła, że się go przez CH pisze?
Ogłoszą ją poprzez herolda.
Po piąte rozjechali mi psa. Czy życie może być bardziej do dupy?
Mogli ci rozjechać mamę. Choć sądząc po ilości partnerów w przeciągu kilku zdań, to ona i tak jest solidnie rozjechana.
Względnie ujeżdżona.


Owszem, może. Obudziłam się wcześnie. Tragedyjo. Jeśli wogóle można powiedzieć, że spałam (męczył mnie brak spacji w słowie “w ogóle”  a interpunkcja gryzła mnie w piętę)
I uczynię nieprzyjaźń pomiędzy Marysujkami twymi i ortografii plemieniem. One nastąpią mu na głowę, a ono ugryzie je w piętę
. Całą noc dreczyly  (A wiecie, szacowni zgromadzeni, że słowo “drek” w gwarze Śląska Cieszyńskiego oznacza odchody?) mnie koszmary, a dokładniej jeden (reszta koszmarów czekała na swoją kolej w kolejce, żeby podręczyć). Biegłam przez las, wszędzie panowała ciemność. Król Elfów? W pewnej chwili coś mnie zatrzymywalo. A tym czymś była sterta ludzkich ciał. W tym momencie rozlegał się krzyk:
-Znajdz go! Jesteś dziedziczką!-głos był piskliwy i przerażający. Sami - wiecie - kto?
Rozmyślałam nad tym pokręconym snem, aż usłyszałam skrzypienie szafek w kuchni. Ubralam sie podążylam usłyszeć wyrok niczym skazaniec.
Ubrałaś się na pasiasto, czy na jasnopomarańczowo?
Mam wrażenie, że masz problem z literami… Co Ci uczyniły te złe polskie znaki?
-Jedziesz na całe lato do babci-powiedziała mama gdy tylko stanęłam w progu.
Siedziała przy stole, trzymając za rękę Oskara Jons'a.Jadła francuskie tosty (a ja chrupałam w ukryciu spację i przecinek z następnego zdania). Jej długie ciemnie włosy, takie jak moje, odpadły mięko na ramiona.
Niby lepiej niż “miętko”, ale nadal… you are doing it WRONG!
Oczy miała wbite w blat (dwukilogramowym młotkiem).
Czasami zastanawiałam się co ona widziała w Oskarze. Nie był przystojny, mądry ani zabawny. Ale może tylko dla ciebie, boCHaterko? Bo może na Twoim maślanym wzroku mu nie zależało ani - ani?
Po prostu był.
Stalam jak wryta i patrzyłam to na mamę to na Oskara. Nawet mnie nie przywitali. Od razu zrizumialam ,że nie chidzi tylko o picie alkoholu.
Dziń dybry! - powiedział policjant.
Bardziej o to co z językiem robisz. Dziecko! Ja to bym Cię już dawno do domku na wsi wywiozła i zamknęła ze słownikiem poprawnej polszczyzny i słownikiem ortograficznym w komórce pod schodami!
Kocham moja babcię Sophie, ale ona mieszka w dziurze zabitej dechami.
Wrzucili babcię do szamba?
Z internetem można się połączyć tam tylko z kawiarni, która jest czynna wyłącznie w soboty.
Przynajmniej mają kawiarnię...
To za surowa kara jak na taki wybryk.
-Ddlaczego? -mój głos zabrzmiał bardziej desperacko niż bym chciała.
Ciekaw jestem artykulacji tego podwójnego “d”.
Jąkała się.
-Oh, Lucy! -zaczęła mama przepraszającym tonem.-Oskar dostał pracę w Newcastle. My... To znaczy ja i Oskar przeprowadzamy się…
Więc rozumiesz… Autoreczka wysyła nas na Saturna, żebyś mogła sparklić zajebistością bez starszych w tle...
Spojrzał (Ten mama w sensie na mnie spojrzał. Ojciec gej no to mama też musiała mieć w sobie coś męskiego) na mnie wyszczekująco. Zatkało mnie. Poxiliną mnie zatkało.
-Cco?... Jak to wy ?!-krzyknęłam im w twarz. -A co ze mną? !
- A z tobą? Niech moc(z) będzie z tobą!
-Kochanie nasze nowe mueszkanie jest za małe by pomieścić czworo ludzi…
Co to jest mueszkanie? Taka forma połączenia “małe” i “mieszkania”?  
Niee, mieszkanie dla mua - czyli jednoosobowe.
Podeszła i przytuliła mnie. Miałam ochotę ją odepchnąć, ale tego nie zrobiłam. Objęłam ją i zaczęłam płakać.
Jak w dowcipie o Stalinie. A mógł zabić.
-Lucy, ja i Merry nie chcemy cię skrzywdzić- Oskar powiedział to jakby byl moim ojcem, nieznosze kiedy tak do mnie mówi.
Więc nie szarp się, te kajdanki to tylko na chwilkę...
My nie lubimy kaleczenia polszczyzny. Sama widzisz, że nie zawsze ma się to, co się lubi.
-Po powrocie od Sophi zamieszkasz z Lucasem i z jego, hmm... I z Benem. Ben? Ben Kenobi?!
W tym momencie mój wzrok spowila mgła. Połączenie SPA z willą? Mieszkanie z babcią to jedno, ale z moim pseudo ojcem?
Oskar Jones, pseudonim “Ojciec” podejrzany o przysposobienie merysujki uciekł wczoraj z aresztu Saturn dla opkowych rodziców, na których nie było już miejsca w dołach z wapnem za domem...
Nie widziałam go odkąd wyjechał do Berlina! A teraz mam z nim mieszkać!? Jeszcze czego?! Nie mam do tego siły!
Teen badass angst - level? IT’S OVER 9000!!!
Mam poznać chłopaka taty. To samo w sobie jest dziwne.
Ale wiesz, tolerancja to nie jest to do nacierania strun w instrumentach smyczkowych…
Nadaję się na film.
Jak Jaś Fasola.
Sama poszlabym na : "A tak poznałam chłopaka taty. ". Z pewnością byłby to hit!
Może pójdę odwiedzić Toma? Wejdę tak jak zawsze tyle, że już nie wyjdę. Zawsze to jakąś opcja.
Tak! Zamknięcie w psychiatryku jakąś opcją jest. W tym momencie najlepszą jaką posiadamy.
Kto szybciej? My czy ona?
Ona. My mamy jeszcze realny świat, nie tylko opkoversum. Halleluyah.

Dalszy ciąg za uszy ciągnęli: szamocząca się w kaftanie Eumenides i przybijający sobie do głowy dwukilogramowym młotkiem czapkę z martwą kurą Elder, a kaban ich rodowy pokwikiwał radośnie, szykując się na randkę z matką grypą.  

wtorek, 29 lipca 2014

Wstęp jako wielki rozstęp na rzyci gramatyki, czyli krótki poradnik pisania książek - część 1.


Autor: Zuzanna Pyda
Obielizują: Kaleid, Elder


Dzisiaj krótko i na temat - postanowiliśmy spełnić prośbę Ałtoreczki.



Mam zamiar (mierz siły na zamiary, powiadam Ci!) napisać książkę i potrzebuje opinii na temat wstępu:
Wedle życzenia szanownej pani...
Już się robi.

Dawno temu żyło czterech braci: Leon Zawodowiec (Znacie Leona? Każdy go zna...), Błąd,  James Błąd Potter, Olivier Wood i Król Wieprzleju - Arthur Weasley. Odziedziczyli po swym ojcu dom.
A może tak się im tylko zdawało? Może jednak nie po ojcu, tylko po jakimś rogaczu?
Nie bez powodu jeden z synów nazywa się James. Mówię Ci, tu jest ukryte głębokie przesłanie!
Posiadłość starą i zniszczoną.
Miałem na oku hacjendę…
Żaden z nich nie chciał przyjąć spadku.
A który to wiek, pytam ja się? Bo później jest coś o GRODZIE, a odmowa przyjęcia spadku / odrzucenie spadku, owszem, obecne było już w prawie rzymskim, ale prawo zwyczajowe Słowian i Germanów raczej nie przewidywało takiej instytucji...  
Jak na ironię losu, krótko po śmierci ojca (i zjedzeniu potrawki z przecinka) najmłodszy z braci,Leon, został wygnany ze swego grodu i musiał zamieszkać w rozpadajacym się domu. Dom POZA grodem (nawet nie na podgrodziu, bo banicja oznaczała przymus wyjścia poza “strefę wpływów” osady) w społeczności stawiającej grody? Czyli gdzieś w X - XIII wieku najpóźniej. Mhmm… Owszem, pojedyncze siedliska się zdarzały - nawet wtedy, ale… raczej nie z powodu wyboru miejsca do budowy domu, tylko właśnie z powodu banicji, czy specyfiki wykonywanego zawodu - np. często tak mieszkali smolarze, czasem rybacy i łowczy.
Pewnego feralnego dnia rozgladajac się po pokoju służącym za gabinet odkrył dokumenty, (gabinet i dokumenty w społeczności budującej GRODY? Nowoczesność, panie Popiel, nam nastała...) które doprowadziły go do" skarbu" ukrytego w ścianach posiadłości. (Pod warstwą mazanicy?) Dwa tygodnie póżniej Arthur chcąc go odwiedzić znalazł jego ciało w ogrodzie. Ogród przy domu położonym poza grodem? No dobra, niech będzie, że zdarzało się nasadzić drzew owocowych. Niech będzie, że poletka przydomowe były częstym widokiem - tu czosnek (choć raczej zrywano dziki czosnek niedźwiedzi w lesie), tam jakieś inne zielsko. Ale ogród od razu?  Zwloki (zaraz wracam, Loki?) były w strasznym stanie, więc zaczął kopać groby. Jeden dla brata, a drugi dla (zamordowanej okrutnie) interpunkcji. Twarz pokrywały głębokie blizny - spotkał się z Fenrirem Greybackiem. Niegdyś piękne blond loki (a jednak on tu jest!) 


 były posklejane bordową krwią...
Czyli ta krew nie należała do żadnego ze znanych mi gatunków - krew bowiem, słowo wiedźmina, po kilku godzinach robi się - uwaga, uwaga - brązowa. Bo krzepnie.
Miał połamane żebra, rentgen w oczach, a na szyi ślady duszenia - na patelni, pod pokrywką, na małym ogniu, przez pół godziny. W zimnej ręce (chłodziła się w lodówce całą noc) trzymał list. Pisał o tajemniczym, przekletym przedmiocie.
Przekletym, bo to taka starocerkiewnosłowiańska, ulepszona, mocniejsza wersja bycia po polsku przeklętym. Ot, magia pradawna.  
Rzeczy o mocy ogromnej, a za razem przerażającej.
Raz za razem razem, a zarazem osobno…
Szyk tak przestawny, wstęp tak niestrawny.
Opisał dokładnie miejsce gdzie ukrył go ponownie i przestrzegl, że jeśli ktoś znowu go odnajdzie, czego on w ogóle nie chce, i dlatego opisuje to tak dokładnie...  ONI


(kosmaci kosmici) przyjdą by zniszczyć świat poprawnej polszczyzny. Przerażony Arthur opowiedział o wszystkim pozostałej dwójce.
Bo też nie chciał, żeby ktoś to znalazł i podążył za wskazówkami pozostawionymi przez brata... Przysięgli sobie, że nikt nigdy już nie ucierpi z tego powodu, bo nawet po śmierci będą strzec tej tajemnicy, więc ałtoreczka, na szczęście, nie napisze swojej książki, bo nic jej nie powiedzą. Tak więc (NIE ZACZYNAMY ZDANIA OD “TAK WIĘC” / “A WIĘC”!!! Amen.) mijały lata, dom rozpadał się stopniowo, bo taki miał okres połowicznego rozpadu, a teren na którym się znajdował porósł z czasem gesty las.
Gestów las jak na targowisku dla głuchoniemych.
Wszystko szło po myśli strażników skarbu równym krokiem marszowym, aż do pewnego sierpniowego dnia prawie dwieście lat póżniej…
Czyli albo właściwa akcja miałaby rozgrywać się w pełnym średniowieczu (od XIII wieku), albo mamy tutaj najmłodsze grody świata (początek XIX wieku?).
To znaczy, że oni żyli te dwieście lat, zgadza się? Nie mieli nic lepszego do roboty, tylko strzec skarbu! I nawet umrzeć im się nie chciało...
Liczę na sczere opinię i przyjmę każdą krytykę.
Sczere opinię? Bardzo proszę. Moja brzmi: nie bierz więcej do ręki długopisu.
Sczere opinię sczezły szczerą ścierą. Takie o - zdanie a’la postmodernizm.
Lubię to!
Nie, nie lubię tego.
De gustibus non est disputandum…



Pomocnego kopniaka w rzyć zafundowali Ałtoreczce: opłakująca śmierć interpunkcji Kaleid i zafascynowany odkryciem bordowych skrzepów Elder, a kaban ich rodowy radośnie przeżuwał kartki podręcznika do historii.

piątek, 25 lipca 2014

Kule w gipsie i poranne toalety handmade, czyli nastka w wielkim mieście - część 3.


Autor: daria szkucik
Obielizują: Kaleid, Eumenides i Elder


Dziś umówiliśmy Was na (tymczasowo) ostatnie spotkanie z przecudowną Alex i jeszcze cudowniejszym Justinem. Jeżeli jednak Ałtoreczka ma zamiar kontynuować swe cudowne dzieło, na pewno się o tym dowiemy i przekażemy Wam tę, jakże cudowną, wiadomość.
Enjoy (the silence <3)!


*Oczami Alex* <POVis Alexis, czort>

Obudziłam się o 10 rano. Podeszłam do szafy wyjęłam z niej czystą bieliznę, (no, to coś nowego…) i  wpadłam na mieliznę ubrania na dzisiaj. Weszłam do łazienki zrobiłam poranną toaletę,
Tradycji musi stać się zadość - dobry dzień zaczyna się jedynie wtedy, gdy rano stworzymy porcelanowe dzieło sztuki użytkowej.
Po prostu przesrane.
lekko się pomalowałam, ubrałam się i gotowa wyszłam z łazienki. Następnie udałam się do kuchni, żeby zrobić śniadanie sobie i Weronice, ale gdy weszeszłam
Weszeszesze? Weszesze hy huhu?
Następna ćwiczy wężomowę. Zostawcie to, proszę, nam - Ślizgonom…
Wybacz, po akcencie nie poznałem, że to po wężowemu. Myślałem, że to jakiś stary Indianin rzęzi w rodzimym narzeczu ;p
Właśnie dlatego powinna to zostawić w śniętym spokoju.
do kuchni to Weronika ubrana w to już tam była i robiła naleśniki. Przywitałam się z nią przytulasem Włóczykij  za lasem wywija... i całusem w policzek.
Mówiłam! Mówiłam, że ukrywają swą orientację!
Nie no, już nam się przyznała…
U siadłam przy stole
Uuu, siadłaś! I siedzisz! Niesamowite!
I tak dobrze, że nie “Ó siad lalala”
A to “uuu” wydało z siebie krzesło, będące pod wrażeniem gracji i stylu siadania.
i czekałam na wyśmienite śniadanko. Gdy już zjedliśmy i pozmywałyśmy (takie tam pomieszanie odmiany przez osoby…dla popchnięcia akcji do przodu. Raczej tradycyjny model rodziny - oni zjedli, one pozmywały.) naczynia to postanowiłyśmy, że pójdziemy do skate parku. Poszłyśmy się przebrać i wsiąść deski.
“Wsiąść”... Zrozumiałabym, naprawdę zrozumiałabym (co nie znaczy, że bym odpuściła) “wziąść”, zamiast “wziąć”. Chciałabym wierzyć, że chodziło jej o wsiadanie na deskę, błagam, powiedzcie, że o to chodziło.
“Wsiąść” to one mogą na deski od klozetu… a tu? Nieeeee... Idę wyskoczyć przez okno.
One wsiadły, ja wysiadam.
 Po chwili obie już byłyśmy na dole. Gdy dojechałyśmy do skate parku to jeździły tam już 2 dziewczyny. Gdy nas zobaczyły to od razu, nie od dwóch, ani od trzech, ale od jednego! I nie od zera, ani od liczb ujemnych, do nas podjechały i się przedstawiły.
- Cześć jestem Miley. Powiedziała jedna
- Cześć jestem Alex a to jest Weronika. Odpowiedziałam jej.
I lubimy pożerać znaki interpunkcyjne!
Takie tam hobby… bo zua analizatorka nam powiedziała, że przecinki są przepyszne, no i wtryniamy je jak chrupki.
- Ja jestem Ariana. Powiedziała ta druga
- Nie widziałyśmy was tu nigdy, jesteście tu na wakacjach? Zapytała Miley.
Kolejna znająca całe kilkumilionowe miasto...
Nie ma co robić, to łazi po ulicach, pstryka zdjęcia każdemu kogo widzi, a potem uczy się tych twarzy na pamięć.
- Ja się tu przeprowadziłam 2 tygodnie temu, a Weronika jest u nie na wakacjach. Odpowiedziałam.
Jak to, nie na wakacjach?!
Miała być na wakacjach! Też się przeprowadza?! Nieeeee!!!!
- Aha. A umiecie już jeździć czy dopiero się uczycie? Zapytała Ariana.
- Chodźcie to zobaczycie. Odpowiedziała Weronika.
A sposób zapisu dialogów tkwi przy ołtarzu baru
Dywizy i inne pauzy popełniły zbiorowe samobójstwo. Nikt w tej sytuacji im się nie dziwi.
Poszłyśmy na największą rampę i zaczęłyśmy jeździć i robić różne triki. Ariana i Miley patrzyły na nas z nie dowierzaniem.
Nie… Niedowierzam własnym oczom.
 Jeżu słodki pieczony… nie spacja dowierzanie to chyba, Panie Janie, jako bez znieczulenia obrzezanie.
Gdy skończyłyśmy nasz ''mini pokaz'' dziewczyny prosiły, żebyśmy nauczyły ich kilku trików które my umiemy a one nie. Zgodziłyśmy się i tak jeździłyśmy, aż do 17.
Pośród ambarasu
leży notacja czasu
nie wie sama, co by było
gdyby się poprawną było
może by się lepiej żyło?
Gdy skończyłyśmy jeździć wszystkie zgłodniałyśmy i poszłyśmy na pizzę. Dziewczyny były bardzo miłe i świetnie się z nimi dogadywałyśmy. Gdy zjedliśmy (cztery dziewczyny na 101% mają rodzaj męski. Czepiasz się! Gender przecież! It’s a trap! A może…) pizzę, wymieniłyśmy się numerami telefonu i każda wróciła do swojego domu (Weronika do mnie oczywiście).
No tak, oczywiście, przecież nikt by się tego nie domyślił…
Skąd! Myślałam, że wróciła do domu przypadkowego przechodnia, który akurat tamtędy przechodził.
 Kiedy wróciłyśmy do domu postanowiłyśmy sobie zrobić babski wieczór.
I tak dobrze, że nie panieński jeszcze… 
Skąd wiesz? W tym opku wszystko jest możliwe…
Malowałyśmy sobie paznokcie, robiłyśmy makijaż i rożne fryzury, wygłupiałyśmy się i oglądałyśmy romansidła. ok. 2 nad ranem (dokładnie o 02:33 - nadal obielizujemy i końca nie widać) poszłyśmy spać. Śnił mi się mój ślub tylko nie widziałam pana młodego.
Z bagażnika słabo widać…
Zamkniętego w dodatku.
I będąc rozstrzelaną.

 *Oczami Justina*

Przez całą noc nie umiałem zasnąć dręczyło mnie sumienie. Miałem wrażenie jakbym zdradził Alex. Ale ona nie jest moją dziewczyną. Pewnie nawet się jej nie podobam. Odkąd ją spotkałem cały czas o niej myślę. ZAKOCHAŁEŚ SIĘ W NIEJ! mówiło moje sumienie.
Sumienie jest jak chomik albo śpi, albo gryzie - jak zwykł mawiać pewien kolega.
 Ale ja nie chciałem się do tego przyznać Justin Bieber się nie Zakochuje!
Justin Bieber zalicza!
Chyba tylko warunkowo…
Kasy ma jak lodu, może sobie pozwolić na indywidualny tok… ekhm.
Myślałem (oksymoron), ale moje sumienie znowu mówiło to samo. Zasnąłem ok. 6 rano. Śniła mi się Alex. W bagażniku. Rozstrzelana. Na śmierć. Obudziłem się o 12 w południe.
Myślałam, że o 12 w nocy. Dziękuję serdecznie za dookreślenie, ponieważ zapiski w moim notatniku bez tego nie miałyby sensu.
Wstałem, wziąłem z szafy czyste bokserki (zapas jeszcze się nie skończył, Jai mu uprał) oraz ubrania i udałem się do łazienki. Wziąłem prysznic, zrobiłem poranną toaletę (musi już mieć sporą kolekcję tych porannych toalet handmade), ułożyłem włosy, ubrałem się i gotowy wyszedłem z łazienki. Poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kanapki. W domu było cicho, więc chłopaki pewnie jeszcze śpią. Nudziło mi się, więc poszedłem do skate parku trochę pojeździć. Kiedy dojechałem na miejsce zobaczyłem, że jeżdżą tam już jakieś dwie laski i jakiś koleś.
Którego jeszcze stronę wcześniej nie było, tylko na poczekaniu wypączkował.
Mówiłam! Jedna z nich w myśl gender była kolesiem! Hahaha! :D
Po paru minutach do skate parku przyszła Alex z Weroniką i chyba mnie nie zauważyły, bo podeszły do tych dwóch lasek. Ja je skądś znam, a tak to Miley i Ariana - cnotki (niewydymki) z naszej szkoły. A ten koleś to ich przyjaciel Dylan - sztywniak. Nagle Alex się odwróciła w moją stronę i mi pomachała. Odmachałem jej i posłałem jej szczery uśmiech (jej, jej, jai, jai…), który odwzajemniła. Po chwili, zaczęli jeździć, a ja sobie poszedłem do domu, ponieważ nie mogłem patrzeć na Alex. Ale gdy już byłem przed swoim domem dostałem sms od Alex: '' Alex wywróciła się na deskorolce i jest w najbliższym szpitalu. Przyjedź tutaj. Weronika.''.
Dostał SMS od Alex, który był od Alex, ale podpisała się Weronika, więc był od Weroniki, ale był od Alex…
Raczej z jej komórki, także tu może nie walmy szpili like a wrecking ball xD
No właśnie - z komórki Alex, ale nie od Alex. Przecież Ałtoreczka tak lubi te swoje dopowiedzenia w nawiasikach, brakuje tu tego!
 Natychmiast wziąłem kluczyki do swojego ferrari i pojechałem do szpitala. Gdy dojechałem do szpitala na korytarzu zobaczyłem smutne dziewczyny i Dylana. Podszedłem do Weroniki i zapytałem:
- Co z Alex?
- Zemdlała po upadku i ma złamaną nogę.
- A gdzie ona teraz jest?
- W sali 25 zakładają jej gips.
Raczej wątpliwe w USA, zresztą w większości krajów cywilizowanych gips jest już przeżytkiem w ortopedii...
- A ok. To poczekam tu z wami.
- Ok. Dzięki, że przyjechałeś.
- Nie ma sprawy.
Po 10 minutach z gabinetu wyszła Alex o kulach z gipsem na prawej nodze.
O jaaa, wypis w dniu przyjęcia? Bez obserwacji po upadku? Plus - kuśtykanie na świeżym gipsie?
I po omdleniu? I kule, które maja gips na prawej nodze? Aaa, to jakiś nowy wynalazek?
Ameryka w końcu, tego nie ogarniesz...
- Alex masz odpoczywać i za miesiąc widzimy się na kontroli. - Powiedział lekarz do Alex.
- Dobrze panie doktorze. - Odpowiedziała Alex.
- Cześć Justin. Powiedziała Alex i się uśmiechnęła.
- Cześć. Chodźcie podwiozę was do domu. Powiedziałem i uśmiechnąłem się do Alex.
Odwiozłem dziewczyny ( Alex i Weronikę - bo znów czytelnicy mogliby się nie domyślić) do domu Alex.
- Pomóc ci w czymś jeszcze?
- Nie dziękuję, Weronika mi pomoże we wszystkim, ale jak by coś się działo to do ciebie zadzwonię.
- Okey. To pa. Pojechałem do domu.

* Oczami Alex *

Rano obudziła mnie Ariana. Dzwoniła do mnie żeby zapytać czy idziemy z Weroniką do skate parku. Zgodziłam się i poszłam po Weronikę. Gotowe poszłyśmy do skate parku. Gdy przyjechałyśmy do skate parku zauważyłam Justina pomachałam mu i się uśmiechnęłam, a on to odwzajemnił. Podeszłam do dziewczyn i zobaczyłam, że jest z nimi jakiś chłopak. Dylan jak się później okazało. Poszłyśmy jeździć, a ja po chwili zauważyłam że nie ma Justina, zaczęłam się za nim oglądać i się wywróciłam i zemdlałam. Jak się później okazało dziewczyny zadzwoniły po karetkę i Weronika napisała z mojego telefonu do Justina, żeby przyjechał do szpitala. Gdy wyszłam ze szpitala Justin zawiózł mnie i Weronikę do mojego domu i odjechał.
Ein moment, wtf just happened? Czy to właśnie jest retrospekcja dnia, który był opisany dwa rozdziały temu?
No właśnie się zastanawiam, o co chodzi… Bo chyba nie jeździła ze złamaną nogą i w ogóle? Chociaż... w tym opku naprawdę wszystko jest możliwe...
To, co czytaliśmy wyżej było Justina, to co jeszcze wyżej Alex albo Weroniki, która bezczelnie podszywa się pod Alex? Dobrze rozumiem?


* Oczami Alex *

Po 2 tygodniach spędzonych u mnie Weronika musiała wracać do Polski, a ja zostałam sama jeszcze przez tydzień w domu, bo moi rodzice byli jeszcze na tej delegacji. Przez cały ten tydzień odwiedzały mnie moje nowe przyjaciółki Ariana i Miley. Dzwoniła też do mnie Weronika. Przychodził nawet Justin, który zawsze zostawał najdłużej. Długodystansowiec...  Raz nawet był u mnie Dylan. A gdy moi rodzice wrócili do domu i zobaczyli, że mam nogę złamaną to zaczęli panikować, ale na szczęście ich uspokoiłam.
Bo nie powiadomiono ich o tym, że ich córka - niepełnoletnia - wylądowała w szpitalu z urazem narządu ruchu?
A skąd… Alex zaczęła warczeć na lekarza, odgryzła mu rękę, w której trzymał komórkę i zagroziła, że się do niego wprowadzi, jak tylko pomyśli o tym, by zadzwonić. Względnie - rodzice mają ją tak głęboko, że mimo tego, że zostali powiadomieni, zignorowali to i dalej radośnie chędożyli się na plaży.
Dziś jest dzień, w którym muszę iść zdejmować gips i bardzo się z tego powodu cieszę. O 13 przyjedzie po mnie Justin, ponieważ moi rodzice znowu są w pracy i nie mogą mnie zawieźć do szpitala.
Kochani rodzice - karierowicze.
Może liczą na to, że ewolucja sama toto wytnie z puli genetycznej?
Nadzieja matką głupich...
Jest 11:30, więc mam jeszcze czas, żeby się przygotować. O 13 Justin już stał pod moim domem, a ja gotowa wyszłam z domu wcześniej go zakluczając (kluczem, rzecz jasna). Justin wyglądał jak zawsze bosko.
Przywitał się ze mną całusem w policzek, otworzył mi drzwi i pomógł wsiąść (na niego). Gdy wyszliśmy ze szpitala (ja na szczęście już bez gipsu xd). Justin powiedział, że zabierze mnie w jedno fajne miejsce, a jakie to nie chciał mi powiedzieć, bo powiedział że to niespodzianka.
Piwnica z małymi kotkami?
Kropka w środku zdania rekompensuje braki w przecinkach?


* Oczami Justina *

Pojechałem z Alex do szpitala na ściąganie gipsu. A teraz zabieram ją w moje ulubione miejsce, czyli piękna polana śmietanką z jeziorem za miastem w środku lasu.
Miasto w środku lasu? Borne - Sulimowo?
Jest tam też mały domek nie używany przez nikogo od lat.
Więc teraz oni sobie go poużywają.
Raczej w nim sobie poużywają.
Za pierwszym razem mogą nie poużywać… mam ochotę zanucić “Umcia, umcia, pęknie gumcia”.
Gdy byliśmy na miejscu Alex była zszokowana pięknem tego miejsca. A po chwili rzuciła mi się na szyję dziękując, za to że ją tu zabrałem. Siedzieliśmy pod wielkim dębem i rozmawialiśmy o wszystkim, po chwili nastała przyjemna cisza, którą postanowiłem przerwać.
Żeby dobrego nie było za wiele.
- Alex muszę Ci coś powiedzieć...
- Co takiego?
- Bo ja... się w tobie zakochałem, chciałabyś zostać moją dziewczyną?
- … (jak ona werbalnie ten wielokropek wyraziła? Kropka, kropka, kropka.)
- Wiem, że krótko się znamy, ale ja Cię kocham…
Jak tak dalej pójdzie, to za chwilę pojadę do Rygi “>o<”...
Alex pocałowała mnie (Ryyyygaaaaa), a gdy się od siebie odsunęliśmy, powiedziałem:
- Biorę to jako odpowiedź twierdzącą.
No i przepadli oboje… a my z nimi. Kto obstawia, że teraz to będzie piękne tró loff story, gdzie w co drugim zdaniu będą sobie wyznawać dozgonną miłość?
Wchodzę! 100zł zarobi jakiś 1000 w tym zakładzie. Przyda się!
I znowu ją pocałowałem. Całowaliśmy się bardzo długo (przyssała się taka i nie chciała się odczepić. Jak pijawka… którą w sumie i w różnicy była). Ok 16 Alex stwierdziła, że musimy już wracać, więc wstaliśmy i udaliśmy się (nope) do mojego lamborghini.
A wcześniej było ferrari - albo ma obszerny garaż, albo samochody zmienia jak rękawiczki. Ewentualnie te bryki mogą mieć opcję: zmiana marki... +50 do lansu!
Odwiozłem Alex pod dom i pocałowałem na pożegnanie. Gdy Alex weszła do domu pojechałem do swojego domu. Chłopaki siedzieli przed telewizorem pijąc piwo, więc dołączyłem się do nich.
Jak klocek lego się dołączył.
I razem tam byli, miód i wino pili…



Świadkami narodzin cudownego romansu byli: pozostający pod ogromnym wrażeniem wiedzy medycznej ałtoreczki Elder, propsująca jej poglądy na temat dżender Eumenides i zafascynowana możliwościami samochodów Justina B. Kaleid. A kaban ich rodowy chrumkał uroczo nad ręcznie robioną poranną toaletą.